poniedziałek, 20 stycznia 2014

2. Ale, że jak to czarne?!

Za górami, za lasami, za siedmioma jeziorami bryczka zaprzężona w osły jechała dróżką na obrzeżasz Stumilowego Lasu. Po kilku dniach Kapitan Jack Sparrow, jak i Hiszpańskie Byczki byli zmęczeni podróżą i zatrzymywaniem się co godzina, bo któryś musiał za potrzebą. Podróżnicy przejechali już przez Polskę, Czechy i właśnie teraz zatrzymali się przed domkiem wziętym z bajki o Jasiu i Małgosi.
- Panowie. Zatrzymamy się tutaj na noc, to dom mojego starego przyjaciela. Wypoczniemy, Marlenka i reszta osiołków zregeneruje siły i jutro koło południa wyruszymy w dalszą drogę.
- Ale Kapitanie! - zawołał zbulwersowany Iker, któremu nastrój reszty piłkarzy również się udzielił. - Jak najszybciej musimy dostać się do Hiszpanii i wyciągnąć naszego przyjaciela z psychiatryka!
- A ja jak najszybciej muszę się wysrać i pospać kilka godzin. - zakończył rozmowę idąc do drewnianej chałupki i zostawiając piłkarzy na dworze, gdzie po kilku minutach zaczął padać deszcz.
- Dobra, chodźcie. - westchnął Święty machając ręką.
- Ale nie zostawię tu Marlenki! - chlipnął Ramos obejmując osła ramionami.
- Jakbyś nie zauważył, to twoja Marlenka właśnie zostawiła ci pamiątkę na bucie. - wyszczerzył się Gerard zwijając się ze śmiechu, a kiedy Sergio w końcu ogarnął o co chodzi obraził się na osiołka i tupnął ze złości.

- Panowie, nie żeby coś, ale właśnie tak zaczynają się wszystkie kiczowate horrory. - Fernando głośno przełknął ślinę rozglądając się dookoła. Na ścianach kuchni wisiały łby powypychanych zwierząt, które spoglądały na piłkarzy morderczym wzrokiem.
- Tak, psychopata prowadzi przystojniaków z Hiszpanii do opuszczonej chatki Baby Jagi w Niemczech, by rozczłonkować ich ciała i sprzedać na targu. - wymamrotał Sergio, a pozostała trójka spojrzała na niego z niepokojem.
- Masz gorączkę. - oznajmił Iker.
- Wcale że nie! - krzyknął.
- Moi drodzy, pewnie jesteście głodni. Mam coś dla Was. - do pomieszczenia wszedł Kapitan Jack Sparrow i jego stary przyjaciel, który był kropka w kropkę podobny do Kapitana Hectora Barbossy, na co wszyscy wybałuszyli oczy. Postawił przed nimi garnek z barszczem - miła odmiana, lecz kiedy zaczął nalewać go do misek coś zaniepokoiło piłkarzy.
- Przepraszam, ale to nie wygląda jak uszka. - jęknął Ramos jak zahipnotyzowany gapiąc się w potrawę.
- To paluszki mojej roboty. - wyszczerzył się drugi kapitan. 
- To my... - zaczął Iker patrząc na każdego ze swoich towarzyszy, którzy kiwali głowami. - ...chyba podziękujemy, bo my, eee... jesteśmy weganami. - zakończył gapiąc się przed siebie i nie mogąc pojąć jaka jego wypowiedź była bezsensowna. Wtedy zadzwoniła jego komórka. - Przepraszam na moment. - wstał od stołu i zdziwiony, że jest tu zasięg oddalił się od towarzystwa. 
- Słucham? - odezwał się do telefonu. - Witaj, kotku.... Na śmierć zapomniałem, że miałaś termin porodu!* Co ty kurwa gadasz ?! - otworzył szeroko usta, po czym się rozłączył i wciąż jej nie zamykając wrócił, by dosłownie rzucić się na kanapę. 
- Co się stało? - zapytał zaciekawiony Ramos. 
- Sara... urodziła czarne dziecko... 
- Ale, że jak to czarne?! - Fernando spojrzał na przyjaciela okrągłymi oczyma, które zaraz miały wypaść mu z oczodołów.
- Murzyna do cholery urodziła! - wrzasnął.
- Nie wiedziałem, że Sara to taka żeńska wersja Michaela Jacksona. - skomentował Gerard, za co oberwał od Barbossy.
- Nie obrażaj synu boga muzyki - Michaela Jacksona! - rzekł piorunując go wzrokiem. 

Miał cudowny sen. Hasał właśnie z Marlenką po polance, kiedy obudził go dziwnie znajomy dźwięk, a raczej piosenka. Sergio wstał z materaca, po zbudził każdego z towarzyszy kopniakiem.
- Ciulu, co robisz ?! - syknął Gerard. - Łohoo. - otwarł usta, kiedy zobaczył naprężoną męskość przyjaciela. - Zawsze masz tak rano? - Sergio zrobił się czerwony jak burak i szybko owinął się kocem, podczas gdy pozostali dosłownie zanosili się śmiechem. 
- Po cholerę nas budziłeś? Chciałeś się pochwalić, czy jak? - zapytał Torres.
- Nie, nie. Słyszycie to? - przyłożył palec do ust i nasłuchiwał.
- Hahaha, lambada! - zawołał uradowany Iker, po czym zaczął kręcić swoim zgrabnym kuferkiem. 
- Ogarnij się, Casillas. Zapomniałeś, że wczoraj Sarita urodziła ci bambusa? - zaśmiał się Ramos, na co mina Świętemu od razu zrzedła. - Chodźcie, zobaczymy co to. - dodał po chwili. Cała czwórka powoli otworzyła drzwi i ku im wielkiemu zdziwieniu ukazała się im dwuznaczna scena. Barbossa i Sparrow tańczyli lambadę ponętnie się o siebie ocierając. 
- Panie Kapitanie? - jęknął Fernando, patrząc na ten taniec z obrzydzeniem. Tańcząca dwójka nawet nie zwróciła na nich uwagi.
- Zamknij się, Torres - syknął Pique, wycofując się do pomieszczenia obok. Za nim podążyli pozostali piłkarze. - Musimy stąd spierdalać.
- Ale że jak? - palnął Ramos, poprawiając swoją fryzurę.
- Oni nas zabiją i zjedzą, ja wam mówię - stwierdził Gerard, patrząc na przyjaciół z przerażeniem. Iker zamyślił się na chwilę.
- Ten facet nam pomaga, tyle. Niby dlaczego miałby nas zabić?
- To nie wiesz po co tańczy się lambadę? - wtrącił szybko Sergio, na co reszta pokręciła głowami. Obrońca westchnął głośno. - No żeby jedzenie było smaczniejsze!
- O Boże - pisnął Fernando, łapiąc się za głowę.
- Oni nas zjedzą!
- Sergio.. Chcesz mi powiedzieć, że przed każdym posiłkiem tańczysz sobie lambadę?
- No a Ty nie? Już tyle kobiet mnie rzuciło przez to. No czaisz, zapraszam sobie ją na kolację i zaczynam w pewnym momencie tańczyć lambadę. Żadna tego nie zaakceptowała - mruknął smutno, klepiąc się po kroczu. - No ale od czego są dziwki?
- Skończ. Jaki mamy plan? - spytał Fernando.
- Nie możemy po prostu wyjść, mówiąc, że zmieniliśmy plany? - zamyślił się Pique.
- Nie, bo wyskoczą do nas z tasakami - stwierdził Iker. - Nando, sprawdź, czy nadal są pochłonięci tańcem.
- Tak jest! - przyłożył dwa palce do skroni i już go nie było. Casillas zaczął wymyślać plan. W końcu nie chcieli zostać zjedzeni.
- Santa Iker! Przed domem stoi sprawne auto - do pomieszczenia wpadł zdyszany Sergio.
- Przed chwilą stałeś obok mnie - powiedział zdziwiony Casillas.
- Mam też kluczyki - zaczął machać nimi przed oczyma bramkarza. Na jego twarz wskoczył szeroki uśmiech.
- Dobra robota.
- Tańczą i nawet nie zauważyli, kiedy ja zacząłem tańczyć z nimi - oznajmił dumnie Fernando.
- To co? - spytał Iker, wyrywając Ramosowi kluczyki. - Spierdalamy!

Od autorek: Jejuuu, tak bardzo przepraszamy, że tyle musiałyście czekać na nowy rozdział, ale byłyśmy tak pochłonięte pozostałymi opowiadaniami i szkołą ;c obiecujemy, że na kolejny nie będziecie musieć czekać tak długo! Pozdrawiamy;* Miniza & Laurel